czwartek, 27 maja 2010

Task1

Task1

Pogoda kiepska, wg prognoz będzie padać od 14-tej.
Organizator ogłasza jednak wyjazd i jedziemy. Na górze patrzymy jak wszystko paruje po poprzedniej nocy. Chmury na wysokości 1/3 naszej górki a tempo ich podnoszenia prawie żadne. Czekamy tak dosyć długo, mamy rozpisaną konkurencję i rozdane „ustrojstwa”.
Nadciąga deszcz, cała nasza polska grupa oddaje urządzenia i szybko do kolejki na dół – pada całkiem ostro. Na dole ładujemy wory do autobusów, które powoli wypełniają się zawodnikami.
Chcemy do domu bo to jest bez sensu. Po jakimś czasie kierowca mówi nam, że organizator nie odwołał konkurencji i wszyscy mamy jechać do góry. Na dole nie byliśmy sami , Czesi, Włosi i wielu, wielu innych.
Jadąc kolejką padają pomysły, że będziemy tak sobie jeździć w kółko gondolką aż organizator się nie zdecyduje i nie podejmie jedynej „słusznej” decyzji.
Jest inaczej.
Zmieniają trasę, mamy teraz Speed Run 45 km z lądowaniem koło Dachsteinu. Ok. 17 zapowiadane burze i silny zachodni wiatr.
Po wysłaniu iluś tam przedskoczków warun zaczyna działać i ogłaszają, że lecimy. Nagle zrobiło się nerwowo, mamy bardzo mało czasu, organizator pozwolił stratować przed otwarciem okna. Ja muszę jeszcze nalać balast (który wcześniej wylałem) a mali namawia mnie, że powinienem jeszcze nakleić nr startowy (jakoś nie było wcześniej czasu).
Ponieważ na startowisko wchodzimy wg rankingu FAI jakoś zdążam na „moje miejsce”. Jestem troszkę stremowany i niepewny, (w poniedziałek naprawdę mi nie szło). Po starcie jednak znajduję od razu komin, wszystko działa jak należy. Na cylindrze startowym pod chmurami z 90% pilotów, niezły młyn, każdy ma inną wizję kręcenia.
Start, postanawiam lecieć z pierwszą grupą. Po pierwszym przeskoku znajduję windę (coś koło 7-ki), szybko znów jestem pod chmurkami i atakuję dalej zaraz za malim. Niestety daję się wypuścić, nikt się nie spieszy, lecimy z malim z przodu. Celuję w jakąś górkę na której na pewno coś będzie ale tam jest licho i parkuję tam na pół godzinki. Jest silny wiatr z północnego zachodu, kominy pourywane i bardzo mocno zwiewane. Na następnej górce też jest licho. Po jakimś czasie wydostaje się i postanawiam z powodu zbliżających się deszczów lecieć po prostej z wiatrem ile się da. Jednak wiatr się odwrócił na wschodni i jakoś Mie nie idzie , szybko tracę wysokość i więcej cisnę belę. Małe górki nad którymi myślałem że przelecę nagle mnie przyciągają a dolinka miedzy nimi zaczyna mnie wciągać. Kontrolnie przestaje cisnąc belkę i jadę 2-4 km do tyłu. Wybieram największą łączkę miedzy jakimiś kablami drogą i laduję (szybkie łapki, nie fajne miejsce) - po wylądowaniu trzęsą mi się nogi , oj naprawdę zacząłem się bać. Stoję sobie jeszcze w kasku i dzwoni telefon- Vito pyta czym cały – miłe.

Trochę faktów.
Konkurencja z powodu ostrych warunków została zastopowana i automatycznie odwołana.
Konkurencja i tak nie byłby uznana, z powodu niepoprawnego okna startowego (piloci dostali zgodę na start przed oknem startowym)
Poszly 4 paczki. Jedna akcja z helikopterem.
Jednemu pilotowi na Mantrze r.3 urwało się po froncie 6 lin z A rzędu.
Stefan Wyparina (blady) po lataniu w rotorach twierdził, że kończy z zawodami, ja mu nie wierzę ale takiego Stefka to nigdy nie widziałem.

Pozdrawiam wszystkich
Trzymać kciuki za pogodę.
kum

1 komentarz:

siara pisze...

W końcu wrócił gladitor :)Rozwal ich. Niech ich strach będzie Twoją pożywką. Stefana ostatnio rysuje byle kto :P