Prognozy od samego początku wyglądały nieciekawie. O tym ze zdecydowałem się jednak pojechać przesądziło kilka rzeczy: chciałem na sile przetestować nowe skrzydło (nabyłem Tritona), zapłaciłem już za zawody, to jednak zawody w Bassano gdzie często bywało tak ze prognozy nijak miały się do warunków lotnych.
W dniu przyjazdu (dzień przed zawodami) wyjechaliśmy na start po to tylko żeby wystartować I zlecieć. Udało się tylko Kiciusiowi którego deszcz dopadł podczas lotu. Mnie przyblokował Ruski, a Sławek Kaczyński się chwile przygrzebał efektem czego pierw zlał nas deszcz, a później dopadł grad. Reszta dnia minęła nam na poszukiwaniu słońca żeby wysuszyć glajty - dojechaliśmy prawie do Wenecji ;) ale nie znaleźliśmy. Efekt - zapiliśmy pały w Abazii.
Pierwszy dzień - Task skasowany
Organizator nawet nie wywiózł nas na gore. Po południu jednak zdecydowaliśmy się jednak wyjechać na Costalunge żeby polatać na żaglu choćby po to żeby wysuszyć skrzydła. Oj... Nie przypadliśmy sobie do gustu z moją Novą. Zupełnie inny charakter niż Avax. Jakieś małe klapy które same nie chciały wychodzić. Ze skręcaniem tez coś nie tak. No i polówka w jakiejś małej zawietrznej. Swoje dołożyło pewnie również samopoczucie - ból głowy i susza w ustach (powietrze chyba było wysuszone ;)). Poczułem się jakby baba chciała mi pokazać kto tu rządzi.
Dzień drugi - Task 1
Zapowiadała sie od samego rana fajna pogoda. Organizator dość długo czekał z puszczeniem taska bo aż do 13.00 ale rozłożył 74km: Rubio - punkt na dolinie za wulkanem za Serpentynami - powrót przez Rubio, dalej przez Brente, maty, na Possagno (sanktuarium 4km na przedpolu) i meta na lotniowym. Task obleciało ok 90 pilotów w tym wszyscy z Crackairs (Kum, Wito i ja). Robert Bernat rzucał pakę nad startem ale latał na jakimś wynalazku, który pierwszy raz w życiu widział na oczy. Reszta Polaków poza Tuumkiem i Łosikiem zameldowała się również na mecie. Ja na 74 miejscu. Ze skrzydłem miałem kolejny dzień próby sił. Chociaż tym razem można to porównać do cichych dni: 2 małe krawaty, brak zaufania z mojej strony ale za to perfekcyjna praca na speedzie, a z zachęcająca do nie-ściągania nogi (mam wrażenie ze dopiero na belce szmata nabierała pokory ;)).
Dzień trzeci - Task 2
Ładna pogoda od rana ale prognozy wróża popsucie pogody. Faktycznie na Rubio widać zbliżający się front. Dziś organizator spieszy się z rozłożeniem taska i start jest o 12.10 z określonym na 16.40 zakończeniem zadania. Task 62km: Rubio - 2km na dolinie przed Serpentynami - powrót przez Rubio, Brente, maty na... Asolo (10km na przedpolu) i po płaskim przez jeszcze jeden punkt na metę na lotniowym. Zaraz po mecie zrobiło się ciemno i większość zaczynała taska w parterze. Nad Luciana słońce na chwile wyjrzało i zaczęło nosić. Później było już lepiej choć płaskie wyglądało koszmarnie. Metę zrobiło ok 80 pilotów. Kum z czołówka, ja 71, a Wito kleknął przed metą na płaskim. Reszta Polaków która doleciała była w pierwszej połowie stawki. Ja w końcu zacząłem rozmawiać z moja panią. Okazuje się ze nie jest osłem i nie przepada za byciem przeciążonym (chyba) bo po zrzuceniu balastu odwdzięczyła się ładnym "ciągnięciem" w kominach i niezła jazda po prostej. Wydaje mi się ze jeszcze kilka wspólnych numerków i stworzymy udany związek.
Dzień 4 - Task odwołany
Dzień poświeciliśmy na zwiedzanie Expo, a popołudniem wraz z Kiciusiem i Sławkiem Kaczyńskim pojechaliśmy połazić po Wenecji - pierwszy raz po 5 latach przyjeżdżania do Włoch ;) Oczywiście nie obyło się bez przygód: zgubiliśmy się i musieliśmy pokonać 3km w 35 min ćwicząc marsz na azymut bo GPS nie odbierał w wąskich uliczkach :P
Dzień 5 - Task odwołany
Organizator parokrotnie przekładał wyjazd na gore. Pobawiliśmy się trochę helem :) a...
ok 10.30 task został skasowany.
Wracamy do domu.
(filmiki nakręcone przez Kiciusia)
poniedziałek, 5 kwietnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz